Niewykluczone więc, że za rok maturzyści w drodze po indeks będą zmuszeni pokonać dwie przeszkody - maturę i egzamin na studia. Teraz przepustką na studia jest matura. Dostają się ci, którzy zdali ją najlepiej. Powrót do tradycyjnej rekrutacji na uczelnie byłby też klęską całej reformy, której ideą było zastąpienie egzaminów wstępnych do szkół egzaminami końcowymi. W dodatku obiektywnymi, których wyniki są porównywalne. Reforma rozpoczęła się siedem lat temu. Wtedy absolwenci skróconej do sześciu lat podstawówki pierwszy raz napisali sprawdzian końcowy. System domknął się w ubiegłym roku, gdy ci sami uczniowie - o sześć lat starsi - przystąpili do pierwszej nowej matury i na jej podstawie byli przyjmowani do szkół wyższych. Prof. Luty: - Obecnie uczelnia nie może egzaminować z przedmiotu zdawanego na maturze. Ale po amnestii wśród kandydatów na studia znajdą się osoby, które z jednego przedmiotu otrzymały ocenę niedostateczną. Ich wiedza jest niewystarczająca, dlatego uczelnia będzie mogła wystąpić o przeprowadzenie własnego egzaminu. Skoro ministerstwo zmienia system oceniania matur, my możemy zmienić rekrutację na studia. Przewodniczący KRASP dodaje, że każda uczelnia sama zdecyduje, czy przeprowadzać egzaminy wstępne, z których przedmiotów, dla wszystkich maturzystów czy tylko tych z amnestii. Pierwsze egzaminy najwcześniej za rok. - Mam nadzieję, że wstępne nie wrócą. Oddaliłyby polską młodzież od szkół wyższych - komentuje rzecznik resortu oświaty Kaja Małecka. Roman Giertych nie tylko nie wycofa się z ogłoszonej w połowie lipca amnestii, ale ma ją zamiar rozszerzyć na ubiegłorocznych maturzystów. - Są takie plany - potwierdza Małecka. Według rektorów to już "kompletna bzdura" i naruszenie zasady, że prawo nie działa wstecz. - Może działać wstecz, jeśli nie szkodzi obywatelowi - ripostuje rzecznik MEN. Przypomnijmy: amnestia dotyczy maturzystów, którzy nie zdali jednego z pięciu obowiązkowych egzaminów. W tym roku jest ich ok. 50 tys., rok temu było ok. 8 tys. Amnestii sprzeciwia się większość rektorów szkół wyższych, widząc w niej zagrożenie dla rangi matury i przykład grania edukacją dla celów politycznych. Minister tłumaczy, że ogłosił amnestię z powodu "wadliwego systemu", który pozbawia matury zbyt dużą liczbę uczniów (w tym roku oblało ją ok. 20 proc. zdających). W najbliższych dniach wyda dokładne rozporządzenie w tej sprawie. Amnestia nie pomoże maturzystom, którzy chcą kontynuować naukę w uczelniach publicznych - te zamykają właśnie rekrutację. Na młodych ludzi ułaskawionych przez Giertycha czekają natomiast uczelnie niepubliczne, w których płaci się za naukę.
Źródło: Gazeta.pl |